wtorek, 22 stycznia 2013

Chapter 7

Cześć, jestem Gwen Dylan i wczoraj nachlałam się po raz pierwszy w całym swoim życiu! Ale co tam.


Pamiętałam wszystko z wczorajszej imprezy z dokładnymi szczegółami i pewnie dlatego teraz bałam się otworzyć oczu, żeby się przypadkiem nie przerazić. Co dziwniejsze, było mi tak jakoś lekko. Uchyliłam delikatnie jedną powiekę i niemalże wrzasnęłam z przerażenia, widząc przed sobą wykrzywioną twarz Logana, który na domiar złego chrapał przeraźliwie głośno.
- Jak się spało? - podskoczyłam przerażona, kiedy usłyszałam szept tuż obok ucha. Odwróciłam głowę w bok, a na widok Josha, który co ciekawsze był bez koszulki zrobiło mi się słabo. Odruchowo zerknęłam z dół i miałam cholerne szczęście, że przykryłam się po same uszy, bo nie miałam na sobie żadnych ubrań. Ż a d n y c h. 
- Co tu się do cholery działo? - wydyszałam po chwili ciszy odsuwając się od chłopaka na bezpieczną odległość. Zaśmiał się tylko kręcąc przy tym głową.
- Nie bój żaby, do niczego nie doszło. Obrzygałaś mnie, siebie, Logana, łazienkę, a przecież nie mogłem pozwolić żebyś spała w brudnych ubraniach. - i to był ten powód, żeby rozebrać mnie do naga? Coś marny. Już otwierałam buzię, żeby coś powiedzieć, jednak Josh zatknął mi usta ręką wskazując głową na chrapiącego Logana. Uniosłam jedną brew do góry odpychając jego rękę. 
- Myślałem, że masz zamiar na mnie wrzeszczeć - wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się przy tym tak uroczo, że bez żadnych wyjaśnień byłabym w stanie mu wybaczyć. 
- Nie, nie mam. Tylko, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego ja.. - urwałam na moment szukając w głowie jakichś bardziej delikatnych słów - no dlaczego ja jestem naga? 
- A to.. - chłopak wyraźnie się zmieszał i przez chwilę pożałowałam tego pytania, bo co jeśli pomyślał sobie, że o coś go podejrzewam? - Ty tak sama. Próbowałem cię powstrzymać, ale no.. ten.. Dwight powiedział, żebym zostawił cię w spokoju - wreszcie to z siebie wydusił, chociaż pewnie byłoby lepiej, gdyby jednak zostawił to dla siebie. Chociaż teraz nie mógł mnie okłamać? Wczoraj jakoś przyszło mu to bez problemu.
- Możesz wyjść? Chciałabym się ubrać - mruknęłam po chwili ciszy odwracając głowę w drugą stronę, żeby  ukryć szkarłatne rumieńce.
Było mi cholernie wstyd. Jak w ogóle mogłam doprowadzić się do takiego stanu? Jak mogłam w ogóle z własnej woli wyskoczyć z ubrań przy grupce facetów, których nawet nie znałam...
Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, albo jak najszybciej wróciła do domu, tyle że wraz z powrotem czekała na mnie straszna awantura i tygodniowy szlaban.
Ignorując chrapiącego Logana wciągnęłam na siebie ubrania, które leżały porozrzucane po całym pokoju.
Zeszłam powoli na dół starając się zachowywać cicho, co jednak zbytnio mi nie wyszło, bo narobiłam tyle hałasu co stado słoni w składzie porcelany.
Zacisnęłam palce na poręczy, wzdychając ciężko. Dopiero teraz poczułam drażniący dym, który unosił się na całym piętrze.
- Gwen, wstałaś - skinęłam tylko głową odwracając się do Zayna, który stał w wejściu do salonu uśmiechając się do mnie szeroko.
- Tak - odpowiedziałam podchodząc bliżej niego. - Co ty wyprawiasz? - dodałam po chwili spoglądając znacząco na papierosa, którego trzymał między palcami.
- Nic? - uniósł jedną brew do góry, wzruszając przy tym ramionami, jakby faktycznie nic sobie z tego nie robił.
- To nie jest nielegalne? - nie dawałam za wygraną, jednak Malika wyraźnie to bawiło.
- Gwen, wyluzuj trochę. Nie zachowuj się jak sztywniara - prychnęłam pod nosem opierając się o framugę.
- To co mam robić, żeby wyluzować? Siedzieć tu z wami, chlać wódę, jarać jakieś gówno i tylko czekać, aż zgarnie mnie policja?
- eee... no - zaśmiałam się mimowolnie, jednak kiedy miałam wychodzić zadzwonił mój telefon, który jakimś cudem leżał w tym zadymionym, śmierdzącym salonie. Dwight, którego na szczęście nie miałam okazji bliżej poznać rzucił go przez całą długość pokoju prosto w moje ręce.
Zerknęłam na wyświetlacz modląc się w duchu, żeby to nie był ojciec.
Styles. 
Zaklęłam pod nosem odwracając się plecami do całego towarzystwa wzajemnej adoracji. Przez chwilę się wahałam, jednak wcisnęłam zieloną słuchawkę, przykładając komórkę do ucha.
- Gwen! Gdzie ty się podziewasz? Bob jest wściekły, powiedział, że jeżeli nie wrócisz natychmiast do domu, wyślę cię do Nowego Jorku, bo nie chce się użerać z rozwydrzoną smarkulą - zabolało. Znów.
- Powiedz tatulkowi, że też go kocham. Widzimy się później Styles - wymamrotałam rozłączając się szybko.
Chwilę stałam w ciszy, starając się uspokoić, jednak kiedy usłyszałam głośny śmiech Josha przekroczyłam próg salonu (czyt. syfiarni) z szerokim uśmiechem.
- To jak? Mogę na was liczyć?

Kwadrans później.
Czułam na sobie wzrok Zayna, jednak starałam się go ignorować. Pierw mówi mi, że mam się wyluzować, a teraz patrzy na mnie jakbym mu pół rodziny wybiła. Nie rozumiem tego chłopaka, a niby kobiety są takie skomplikowane.
- Co? - warknęłam po chwili odkładając skręta.
- Możemy chwilę pogadać? - spytał, a ja skinęłam jedynie głową idąc za nim do równie zasyfionej kuchni. Skrzyżowałam ręce na piersi patrząc na chłopaka wyczekująco.
- Chciałem tylko, żebyś się rozerwała..
- No i to właśnie robię, w czym problem? - przerwałam mu, chcąc uniknąć kazania, jakie z pewnością miał zamiar mi zafundować.
- Daj mi skończyć - warknął uderzając pięścią w blat. - Dlaczego ty się tak zachowujesz? To przez Claptona? Rozumiem, że chłopak cię zranił, ale kazałem ci się rozerwać, a nie wciągać prochy. Jesteś młoda, nie skończyłaś nawet siedemnastu lat, daj sobie z tym spokój.
- Będę robić co mi się podoba - uśmiechnęłam się pod nosem przechylając głowę w bok. Było mi niedobrze, ale nie przeszkadzało mi to.. po raz pierwszy od bardzo dawna czułam, że jestem wolna. Tego uczucia nie można opisać żadnymi słowami, po prostu wszystkie problemy przestają się liczyć. Nagle są nieważne..
- Dobra, wracaj tam, ale pamiętaj, że odpowiadasz sama za ciebie. Nie jestem twoją niańką - uśmiechnęłam się pod nosem odwracając się na pięcie.
- Tak jest Malik! - zasalutowałam, a mulat parsknął tylko śmiechem ciągnąc mnie z powrotem do salonu.

Kolejny kwadrans później.
- Chyba masz już dość na dzisiaj - spojrzałam na Josha oburzonym wzrokiem, kręcąc przy tym głową.
- Nie chce... chce tu zostać... daj mi tego jeszcze... - wydyszałam wdrapując się na kolana chłopaka. Nie kontrolowałam tego co robię.. wiecie.. kiedy przysięgacie sobie, że czegoś nigdy w życiu nie zrobicie? Po jednej działce zrobicie to wszystko z palcem w tyłku, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
- Gwen... - mruknął tylko chwytając mnie za nadgarstki.
- Josh... - szepnęłam, chichocząc kretyńsko.
- Będziesz tego żałować.
- Nie wiem o czym ty mówisz - wydyszałam przejeżdżając wargami po szyi chłopaka.
- Malik! Zabierz ją na górę, niech trochę ochłonie - zachichotałam, kiedy poczułam dłonie chłopaka oplatające mnie w pasie, jednak ten widocznie nie miał zamiaru być delikatny. Przerzucił mnie przez ramię nie zwracając uwagi na wrzaski. Zignorował nawet mocnego kopniaka, którego mu sprzedałam prosto w brzuch.
Rzucił mnie na łóżko obok Logana, który nadal spał, a sam wyszedł z pokoju zamykając drzwi na klucz.Zaklęłam pod nosem opadając na poduszki. Nie chciałam tu siedzieć, było mi nudno, a Logan spał jak zabity.
- Zaaaayn! - ryknęłam przekręcając się na bok, przez co wylądowałam na twardej podłodze uderzając głową w szafkę nocną. Jęknęłam głośno mrugając kilkakrotnie oczami, żeby pozbyć się czarnych plamek.
- Gwen? - usłyszałam tuż nad sobą zachrypnięty głos, a ostatnim co zarejestrowałam była zwisająca nade mną głowa Logana.



Jakiś czas później.
Rozchyliłam delikatnie powieki, jednak kiedy poczułam przeszywający ból z tyłu głowy zamknęłam je z powrotem.
- No proszę... obudziła się śpiąca królewna.. nie było cię z nami sześć godzin, wiesz? - podparłam się na łokciach wpatrując się zdziwionym wzrokiem w Dwighta.
- Ale nie przejmuj się. Początki zawsze są trudne - dodał po chwili, za to ja nie miałam pojęcia o co temu facetowi chodzi.
- Słucham? - wychrypiałam przejeżdżając opuszkami palców po zaschniętej ranie na głowie.
- Naprułaś się. Wzięłaś dwie działki, a później rozwaliłaś sobie łeb - mruknął wzruszając ramionami.
Dwie działki? A co się do cholery stało z imprezą?
- Gdzie są wszyscy? - uniosłam jedną brew do góry rozglądając się po pokoju.
- Jacy wszyscy?
- nooo.. przecież na imprezie było pełno ludzi... - chłopak zaśmiał się tylko chwytając mnie za ramiona, dzięki czemu już chwilę później stałam o własnych nogach, chwiejąc się na boki.
- Impreza była wczoraj, słonko - nie chciałam wiedzieć już nic więcej, więc kiedy tylko w pokoju pojawił się  Zayn chwyciłam go za rękę, zbiegając szybko na dół. Wyszperałam z kieszeni spodni kluczyki od samochodu ojca. O dziwo pamiętałam gdzie zaparkowałam.
- Nie możesz prowadzić w takim stanie. Co jak złapie nas policja?
- Nic się nie stanie Malik, zaufaj mi. Zresztą jest noc, o tej porze wolą siedzieć z dupami na komisariacie niż patrolować ulice - uśmiechnęłam się pod nosem, siadając po stronie kierowcy. Zayn chyba w dalszym ciągu nie był do tego przekonany, ale musiałam postawić na swoim. Nie byłabym sobą, gdybym się nie uparła.
- Dobra, odwieź mnie do domu - mruknął po chwili ciszy. Na szczęście wszyscy mieszkaliśmy na jednym osiedlu, więc nie musiałam marnować aż tyle paliwa, które i tak było już na wyczerpaniu.
- Masz w ogóle prawo jazdy? - spytał, unosząc brew do góry. Westchnęłam ciężko kręcąc głową.
- Nie udawaj, że jesteś taki święty - zaśmiał się pod nosem opierając się czołem o szybę.
Na całej ulicy wyłączyli światło, więc ciężko było zobaczyć cokolwiek. Musiałam się skupić, jednak Zayn zadawał tysiąc pytań na minutę, rechocząc przy tym.
- Zagłuszasz muzykę - mruknęłam, jednak sama zaczęłam się śmiać, wpatrując się jednocześnie w drogę przed sobą.
- Śpiewaj ze mną - Malik szturchnął mnie mocno w ramię, wyjąc przy tym na pół osiedla..
- Proszę cię Zayn i tak już ledwo sobie radzę, są zaspy. - westchnęłam ciężko przechylając się lekko do przodu, chociaż to i tak nie pomogło.
- Co jest z tymi światłami... - mruknęłam pod nosem grzebiąc przy włączniku, który najwyraźniej się zaciął. Szarpnęłam dwa razy, nic.
- Gwen uważaj! - uniosłam gwałtownie głowę, jednak było już za późno. Niewyobrażalnie głośny huk rozniósł się po pustej ulicy..



Czeeeść misiaczki.
Nie zapomniałam o was! Nie wiem w ogóle, czy jeszcze to czytacie, ale dziękuje tym osobą, które doceniają mój wysiłek i zostawią chociaż drobny komentarz.. jest to dla mnie bardzo ważne. Co ja mogę powiedzieć? Mogę powiedzieć, że w ósemce trochę was zaskoczę, ale nic więcej nie zdradzę, żeby nie psuć wam niespodzianki. Niedługo powinien zmienić się także wygląd.
Ale przechodząc do rzeczy... mam dla was pytanie..
Jak myślicie z kim Gwen byłaby szczęśliwa? I co myślicie o jej znajomości z Bradley'ami i ich kumplami?
Zostawcie odpowiedź w komentarzu!
kocham was,
wasza jackass. ®


5 komentarzy:

  1. po tym rozdziale zmieniłam swoje zdanie co do Josha i chyba z nim najszybciej powiązałabym Gwen :)
    jestem ciekawa tego zaskoczenia w 8 ^^ dodawaj szybko ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce Claptoonaaa a nie jakiś dziwnych kumpli! :c W ogóle co Zayn narobił no, idiota. Ale i tak wciąż zajebisty. Cały rozdział jest zajebisty. Kocham cie <3 Czekam na 8 :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Myślę że Gwen powinna być z Zayn'em pasują do siebie albo chociaż żeby po między nimi coś zaszło... Niech jest jeszcze pare rozdziałów o tym jak ona jak spędza czas z Bradley'ami jak imprezuje i niech zacznie się zachowywać jak prawdziwa imprezowiczka dla której impreza się nie kończy...
    Czekam na kolejny wspaniały rozdział.. Szybko pisz 8

    OdpowiedzUsuń
  4. myśle że Gwen powinna być albo z Harrym albo z Zaynem :D czekam na 8 :D:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Natuśka. :D A rozdział genialny jak zawsze. http://forever-in-my-herat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń