wtorek, 27 listopada 2012

Chapter 1

- Spakowałaś wszystko?
- Tak..
- Jesteś pewna?
- Tak, mamo nie musisz o to ciągle pytać.
- Przepraszam, chcę się tylko upewnić, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Tata będzie czekać na lotnisku. Obiecał, że tym razem się nie spóźni - uśmiechnęłam się mimowolnie. No tak, tatuś nawet jak planował coś przez kilka miesięcy to i tak w tym właśnie dniu zapominał. To mu się zdarzało zdecydowanie zbyt często, aż strach się gdzieś z nim umawiać. Zestarzał się biedaczek. Dokładnie rok temu wyjechał z Nowego Jorku. Kilka miesięcy temu moi rodzice wzięli rozwód. Rozstali się w zgodzie, stwierdzili po prostu, że nie mają już dla siebie tyle czasu. Ich związek nie przetrwał tak dużej odległości. Bądźmy szczerzy - między stanami, a wyspami jest całkiem spora odległość.
- Będę za tobą tęsknić mamusiu - mruknęłam wtulając się w drobne ciało mamy. Przez cały ten rok to ona była dla mnie jedynym wsparciem. Tata wolał pracę, niestety. Dogadywałyśmy się jak nigdy, z ręką na sercu mogę powiedzieć, że było znacznie lepiej niż przed przeprowadzką ojca. Wspólnymi siłami zorganizowałyśmy nawet otwarcie kolejnej piekarni! To już czwarta. Pierwsza jest oczywiście w starym, dobrym Tennessee, druga na miejscu w Nowym Jorku, trzecia w Kanadzie, a czwarta w Londynie. Właśnie wczoraj zostałam prawowitą właścicielką londyńskiego dziecka mamy. Cieszyłam się jak głupia. Miałam tylko nadzieję, że jej nie zawiodę.
- Ja za tobą też, nawet nie wiesz jak bardzo. - łzy stanęły mi w oczach. Mama widząc to sama się rozpłakała i do wieczora siedziałyśmy tak mażąc się nad albumem rodzinnym. Wtedy po raz pierwszy mama wyznała, że nadal zależy jej na tacie, ale nie chce psuć tego co jest teraz. Szczerze mówiąc zachowywali się jak dzieci.  
Zbliżały się święta. Dokładnie za dwadzieścia siedem dni zobaczymy się znów, ale mimo to nie potrafiłam powstrzymać łez.



Następnego dnia ledwo wstałam, żeby wyszykować się na lotnisko. Powieki same opadały, a zmęczenie dawało się we znaki. Niepotrzebnie siedziałyśmy tak długo. Mama przez całą drogę pluła sobie w brodę za swoją głupotę, przez co nie mogła skupić się na drodze.
- Patrz przed siebie, nie musisz mnie tysiąc razy przepraszać. Możesz zacząć dopiero jak spóźnię się na samolot. Muszę dzisiaj być w Londynie.. - rozejrzałam się nerwowo dookoła czekając, aż zapali się zielone światło. Przez chwilę nawet miałam wrażenie, że jak skupie wzrok na tej piekielnej sygnalizacji to jakimś cudem samo się zmieni, ale nie. Dzisiaj oczywiście musiała robić na złość zmieniając się co sekundę, tak że przez skrzyżowanie przejechały zaledwie dwa samochody.
- A co takiego jest dzisiaj w Londynie? - nie odpowiedziałam.
- Zielone, jedź szybko - wykrzyknęłam szczerząc się jak głupi do sera. Wracając do pytania mamy.. co takiego było dzisiaj w Londynie? A moja randka była. Jakiś czas temu, z nudów weszłam na czat. Nie szukałam tam miłości swojego życia, a mimo to trafiłam na swoją bratnią duszę. Clapton, bo tam ma na imię to chłopak, którego po prostu nie da się nie kochać. Przystojny, wygadany, zabawny, a przede wszystkim opiekuńczy. Zakochaliśmy się w sobie. Z początku nie mogłam uwierzyć, że coś tak wspaniałego spotkało właśnie mnie. Nie sądziłam, że ten chłopak kiedykolwiek się we mnie zakocha. Traktował mnie raczej jak przyjaciółkę, dopiero kiedy powiedziałam mu o mojej przeprowadzce do Londynu zdecydował się wyznać mi prawdę. Powiedział, że zrobiłby to już wcześniej, ale zabrakło mu na to odwagi. Kilka dni po tym nie mogłam się opanować. Cieszyłam się jak głupia, nawet mama chciała iść ze mną do psychologa, bo stwierdziła, że ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego.
Mimo to nie byliśmy razem.
Wszystko miało się dopiero zacząć.
Właście dziś wieczorem.
Wiedziałam, że dostanę na święta najwspanialszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć. Miłość.
- Mamo nie płacz, przecież widzimy się za niecały miesiąc - zaśmiałam się nerwowo, walcząc ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Niby ten miesiąc to nie dużo, ale później mama znów wróci do Nowego Jorku, a ja zostanę w Londynie i nie wiadomo kiedy znów się zobaczymy. Wtedy miałam przy sobie mamę, teraz będę miała tatę, chociaż nie tak cały czas. Nie będę mieszkać w jakichś luksusowych willach. Co to, to nie. Nie znosiłam tego całego przepychu. Wolałam zwykłe, przytulne mieszkanie i takie też wynajęłam tuż przed moją własną piekarnią. Jak to fajnie brzmi... moja własna piekarnia..
- Wiem, już się uspakajam. Uważaj mi tam na siebie - uśmiechnęłam się szeroko unosząc dwa kciuki w górę. Ostatni raz przytuliłam mamę mocno odchodząc w stronę wyznaczonego do odprawy miejsca. Dopiero teraz się rozkleiłam. Nie chciałam płakać przy mamie, bo wiedziała, że to by ją jeszcze bardziej podłamało, ale teraz wszystkie hamulce puściły.
Przyzwyczaiłam się do Nowego Jorku, a w dodatku czułam lekkie poczucie winy.. w końcu zostawiłam tu ją samą. Co jeśli sobie nie poradzi? Będzie całkiem sama w ogromnym domu.. nie będzie miała nikogo.. w tej chwili pomyślałam nawet, żeby się cofnąć, ale tego nie zrobiłam. Nie chciałam.






Londyn, 13:25

Dobra.. może i Nowy Jork też zbytnio pogodą nie zachęcał, ale na litość boską śnieg?! Serio? Przecież miałam na sobie tylko wełniany sweter, a zaspy były co najmniej do kolan. Zaklęłam pod nosem taszcząc za sobą walizki. Tata nie przyjechał. Obiecał, że nie zapomni, ale jak zwykle musiał pokazać jak to bardzo mu zależy na dobrych relacjach z córką. Westchnęłam tylko łapiąc taksówkę. Niestety jakiś chłopak obok mnie niemalże rzucił się na nią, mimo że to ja ją zatrzymałam.
- Co robisz kretynie?! - warknęłam i gdyby nie jakiś chłopak z burzą brązowych loków zapewne już dawno leżałabym tyłkiem na śniegu. Po chwili krępującej ciszy wyrwałam się z jego ramion otrzepując nogawki spodni.
- Czy my się czasem nie znamy? - spytał uśmiechając się do mnie uroczo. Doprawdy - ten jego uśmiech! Gdybym mogła to bym go zjadła, serio!
- Wątpię - bąknęłam tylko. Może i nie byłam przesadnie sympatyczna, ale nic dziwnego skoro mój pierwszy dzień w nowym mieście zaczął się nijako - czyli jak zwykle.
- Ale ja już cię gdzieś widziałem - nie dawał za wygraną. Wreszcie przechyliłam głowę przyglądając mu się przez dłuższą chwilę. Tsaaa, ja też go gdzieś widziałam. Na plakacie w pokoju kuzynki, ale jakoś to spotkanie z nim mnie nie rajcowało. Nie byłam jego fanką, dla mnie był po prostu zwykłym Stylesem, a nie Harrym OMG z One Direction! auagsausghaushaus.
- Wiem - podskoczyłam, kiedy tak niespodziewanie klasnął w dłonie, przez co zaczął się napierdzielać jak głupi. Podeszłam bliżej uśmiechając się najpiękniej jak umiałam. Ten widocznie nie wiedział o co chodzi, więc bez żadnych skrupułów pacnęłam go w tą lokatą głowę. - Ałłłłł... - wymamrotał tylko strzelając minę w stylu "Mam focha, zamilcz". Parsknęłam śmiechem kręcąc głową. To dziwne, że nawet mu się oficjalnie nie przedstawiłam, a ten jakieś fochy na mnie strzelał. W zasadzie zachowywaliśmy się jak starzy przyjaciele, a nie jak osoby, które dopiero co się poznały.
- Więc, podzielisz się ze mną tym swoim wielkim odkryciem? - uniosłam jedną brew do góry powstrzymując wybuch śmiechu. Profesorska mina Stylesa rozbawiła mnie do tego stopnia, że byłabym w stanie posikać się na chodniku. Dosłownie!
- A nie, w sumie to już nic... - mruknął robiąc krótką pauzę. - To.. dokąd mamy cię podwieźć? - dodał po chwili uśmiechając się głupkowato.
- Dokąd macie? - zmarszczyłam czoło przyglądając się chłopakowi uważnie.
- No tak.. w zasadzie to ja nie prowadzę, tylko Louis. No i tak ogólnie to jest jeszcze Clapton, Liam, Zayn, no i Niall, ale on musiał koniecznie iść sobie kupić jakiegoś batona na lotnisko. Teraz właśnie na niego czekaliśmy. Clapton strasznie się niecierpliwi, wieczorem ma jakąś randkę, poznał jakąś cizię na czacie i teraz jest po uszy zakochany. Już nawet się nie zachowuje jak stary Clapton. Mówię ci! Musieliśmy tu specjalnie przyjechać, bo on chciał sobie poobserwować swoją wybrankę z ukrycia. A teraz właśnie jest z Niallerem w środku.. powinni zaraz wrócić - chwila, chwila moment. Czyżby oni przyjaźnili się z moim Claptonem? Odchrząknęłam głośno rozglądając się nerwowo dookoła. Przecież ja nie byłam gotowa na spotkanie z nim! Nie w takim stroju! Harry najwyraźniej zauważył moje zdenerwowanie, bo chciał coś jeszcze paplać, ale chyba zrezygnował widząc jak naciągam sobie czapkę na pół twarzy odwracając się do niego plecami.
- Nie dzięki. Poradzę sobie sama - wymamrotałam podchodząc do krawędzi chodnika. Wsiadłam do pierwszej, lepszej taksówki podając niezadowolonemu kierowcy adres taty. Co prawda jego nastawienie się zmieniło, kiedy zobaczył wysoki napiwek, ale wolałam już tego nie komentować.
Chciałabym od razu pojechać do swojego mieszkania, ale skoro tata nie przyjechał, żeby się ze mną przywitać będę musiała zrobić to sama. Westchnęłam ciężko opierając się czołem o chłodną szybę. Śnieg padał coraz bardziej. Na ulicach robiły się coraz większe zaspy, a dachy były przyozdobione białym puchem, co wywołało wielki uśmiech na mojej twarzy.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos taksówkarza. Z początku myślałam, że może pomyliłam ulicę bo nie tego się spodziewałam, ale posłusznie wysiadłam na zewnątrz przyglądając się niewielkiemu domowi. Spodziewałam się raczej wielkiej willi z basenem, więc nic dziwnego, że tym razem tata mnie zaskoczył. I to bardzo pozytywnie! Chyba jednak przemyślę to mieszkanie w samym centrum Londynu. Ta okolica była spokojna, nigdzie nie było widać pędzących samochodów, czy sygnalizacji świetlnych. Typowe osiedle na którym każdy chciałby zamieszkać. Kiedy tylko przekroczyłam próg w moją stronę rzucił się ojciec ściskając mnie tak mocno, jakby nie widział mnie ponad dziesięć lat.
- Tato.. du-dusisz - wydyszałam unosząc ramiona do góry.
- Przepraszam, przepraszam zupełnie zapomniałem, że to dziś jest 27. Powinni przyznać mi nagrodę najgorszego ojca roku.
- Oj nie przesadzaj, nic takiego się nie stało. Trochę zmarzłam, no i ten kierowca z taksówki dziwnie się na mnie patrzył, ale ogólnie to jest spoko - uśmiechnęłam się szeroko. Tacie wyraźnie ulżyło.
Chciał oprowadzić mnie po domu, niestety jego zamiary przerwało wtargnięcie dziczy. Odwróciłam się na pięcie stając twarzą w twarz z Harrym Stylesem. Po raz kolejny tego dnia! Jej.. niejedna fanka One Direction zapewne kipiałaby z zazdrości. Ale zaraz, co oni w ogóle robią w domu mojego ojca? I najważniejsze. Clapton  z nimi jest? Kiedy tylko przeszło mi to przez myśl zaczęłam się nerwowo rozglądać, jednak nigdzie nie było widać tego sympatycznego, niskiego bruneta.
- Mówiłem, że skądś cię znam! Cześć wujku - tu zwrócił się do mojego taty. Wtf? Dlaczego on mówi do mojego taty wujku? Czyżby mnie coś przez ten rok ominęło? Chyba Bobcio będzie mi się musiał ostro tłumaczyć! I nie ma przebacz!









Jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo ja szczerze mówiąc jestem z niego zadowolona. W następnym rozdziale dowiecie się wszystkiego dokładnie, wszystko już będzie jasne, także calm down. A w ogóle to dziękuje mani i Pureilli *jak źle odmieniłam, to przepraszam* za dwa pierwsze komentarze na tym blogu. Fajnie, że doceniłyście moje wysiłki!
Może niektórzy mieli do czynienia z moim drugim blogiem welcome to jackass, jeżeli tak to szybko się zorientujecie, że Clapton z tego bloga, to oczywiście nikt inny jak Clapton Davis. Judie także pojawi się w najbliższym czasie. :)
A tymczasem, do zobaczenia w następnym rozdziale.
jackass. ®

7 komentarzy:

  1. *_* chcę więcej!

    ojacie, dostałam podziękowania, kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń
  2. http://opowiadaniaoonedirectionxd.blogspot.com/ wpadniesz, pokomentujesz, polecisz ? ; >

    OdpowiedzUsuń
  3. Heuhe, a ja myślałam, że z Harrym będzie jakiś romansik, a to kuzynostwo XD ,,Idę,, czytać kolejny rozdział, chcę się dowiedzieć kim jest ten Clapton ;)
    http://and-little-things-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy rozdział 5 ? juz sie nie moge doczekac ;)) fajnie sie zapowiada ! follow me on twitter @BISZOON

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajne, cikawa fabuła masz dar.
    Szkoda, że mam Angielki bo chętnie przeczytałabym 2 rozdział..

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo fuck Harry będzie jej rodziną
    Awww ma szczęście hahahaha
    mieć takiego pacan w rodzinie hahahaha
    idę czytać dalej
    Lolaaa ;*

    OdpowiedzUsuń