wtorek, 9 kwietnia 2013

Chapter 14




           - Lance... - jęknęłam ścierając łzy, które mimo to spływały po moich zaróżowionych policzkach. Nie mogłam nad tym zapanować. Nie miałam pojęcia gdzie jesteśmy, a chłopaka nie było od dobrych kilku godzin. Wypuściłam głośno powietrze z płuc, pocierając zziębnięte ramiona. Zdzieranie sobie gardła nie miało żadnego sensu, Reynolds przepadł jak kamień w wodę.
Zatrzymałam się na środku parkingu walcząc z łzami. Dlaczego wszyscy się ode mnie odwracali? Jak on mógł zostawić mnie na jakimś pustkowiu, które przypominało te z filmu grozy o zagubionych nastolatkach, których napada jakiś psychopata. Tak samo jak ty mogłaś zabić jego matkę - przeszło mi przez myśl.
Po chwili, która wydawała się być wiecznością dostrzegłam znajomą sylwetkę, gdzieś pośród drzew po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się pod nosem machając w jego stronę, żeby zwrócić na siebie uwagę. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że Lance przez cały ten czas biegł. Nie miałam pojęcia co się stało, jednak zrozumiałam wszystko, kiedy dostrzegłam za nim trzy zamaskowane postacie.
Wstrzymałam powietrze odwracając się szybko na pięcie.
- Uciekaj Gwen.. - ryknął, co podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Rzuciłam się w stronę lasu omijając zręcznie wystające z ziemi gałęzie. Jak nas znaleźli?
Dysząc z wysiłku zatrzymałam się na brzegu rzeki, rozglądając się nerwowo dookoła. Co dalej? Pełna obaw wskoczyłam za kłodę zanurzając się w lodowatej wodzie.
Adrenalina buzowała w moich żyłam, miałam wrażenie jakby miały eksplodować.
Słyszałam podniesione głosy, jednak przez tą cholerną wodę nie potrafiłam ocenić skąd dochodzą.
Zagryzłam dolną wargę, nie chcąc wydawać jakiegokolwiek dźwięku. Bałam się, że tym razem nie będą się ze mną patyczkować i od razu mnie zabiją porzucając ciało gdzieś w lesie. Wizja tak wczesnej śmierci cholernie mnie przerażała, nawet jeśli udawałam twardą.
Wcisnęłam twarz w piasek, drżąc z zimna. Głosy ucichły już kilka minut temu, jednak nie miałam zamiaru zdradzać swojej kryjówki przez najbliższą godzinę, nawet gdybym miała zamarznąć.
  - Wszystko okej? - uniosłam powoli głowę, jednak nie byłam w stanie odpowiedzieć. Mogłam tylko beczeć, do niczego się nie nadawałam. Moje miejsce było za kratami, razem z tymi bezlitosnymi mordercami, których podnieca widok ludzkiej krwi.
Przeze mnie zginął Harry. Gdybym nie wsiadła tamtej nocy za kółko teraz nadal mieszkałabym w Londynie razem z ojcem i macochą.
        - Nic nie jest okej - mruknęłam, podnosząc się na łokciach. Byłam wykończona ciągłym uciekaniem. - Jak oni nas znaleźli? - spytałam po chwili powstrzymując drżenie głosu.
        - Musieli namierzyć mój telefon - westchnęłam ciężko, podnosząc się chwiejnie.
        - Dlaczego po prostu nie odpuszczą?
        - Gwen... - pokręciłam szybko głową, rozmasowując skronie. - zabiłaś jedyną osobę na której mojemu ojcu kiedykolwiek zależało..



   - Co ty wyrabiasz? - mruknęłam z ledwością unosząc głowę, która nawiasem mówiąc niemiłosiernie mnie bolała.
      - Rozpalam ognisko - skinęłam głową, układając się z powrotem na mokrym piasku. Jak do tego wszystkiego doszło? Niegdyś miałam wszystko. Rodzinę, dach nad głową, a teraz muszę spać pod gołym niebem i to tylko z własnej głupoty. 
Przymknęłam powieki, chciałam zasnąć, jednak przeszkodził mi w tym nieustający piskliwy dźwięk. Zmarszczyłam delikatnie czoło, nie mogąc go zidentyfikować, dopiero po chwili dotarło do mnie, że to mój telefon.
Sięgnęłam do lewej kieszeni wyciągając komórkę. Była w opłakanym stanie, ale dało się z niej korzystać.
       - Nie próbuj tego odebrać - skinęłam jedynie, jednak kiedy na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Josha nie mogłam tak po prostu tego zignorować. Ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem. Przejechałam palcem po porysowanym ekranie przykładając słuchawkę do ucha. Lance patrzył na mnie wyraźnie wkurzony, jednak nie powiedział ani słowa dłubiąc patykiem w przygasającym palenisku.
       - Gdzie ty się do cholery podziewasz? - prychnęłam pod nosem, odgarniając mokre włosy za ucho.
       - Nie twój interes - mruknęłam w końcu, rzucając krótkie spojrzenie Reynolds'owi. Był zajęty bawieniem się patykami, jednak byłam pewna, że i tak przysłuchuje się tej rozmowie. Sama zrobiłabym to samo na jego miejscu.
       - Owszem to jest mój interes, Gwen - pokręciłam głową, zaciskając dłonie w pięści. Jak on śmiał w ogóle kontaktować się ze mną po tym wszystkim co zrobił mi razem ze swoim bratem? Zostawili mnie w tym domu na pastwę losu, a sami zwiali jak ostatni tchórze urywając wszelki kontakt.
       - Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Zostawiliście mnie tam, oni po mnie przyszli gdyby nie Lance moglibyście się ze mną pożegnać - warknęłam zaciskając palce na telefonie.
       - Jesteś razem z Lancem Reynolds'em? - czy ten człowiek zawsze musi mieć jakiś problem? Czy ja na prawdę nie mogę mieć świętego spokoju? -Ciebie już do reszty pojebało? Gdzie jesteś? Gdzie on cię zabrał? - zerknęłam na chłopaka w obawie, że może słyszeć całą rozmowę, po czym wzruszyłam ramionami dopiero po chwili uświadamiając sobie, że milczę przez kilka dobrych minut.
      - Nie wiem Josh - mruknęłam w końcu, przechylając głowę w bok. - Chcę wrócić do domu - dodałam po chwili chowając głowę między kolana.
      - Wiem skarbie, ale posłuchaj mnie teraz uważnie - skinęłam jedynie głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć. - Musisz powiedzieć mi gdzie jesteś, rozumiesz? - westchnęłam ciężko rozglądając się dookoła. Nic konkretnego co mogłoby jakoś wyróżniać to miejsce spośród innych nie rzuciło mi się w oczy. Zresztą po co miałabym cokolwiek mu mówić? Byłam bezpieczna z Lancem, nie chciał zrobić mi krzywdy, a Josh niejednokrotnie podniósł na mnie rękę. Więc czemu to jemu bardziej ufałam?
     
       - Dobra koniec tego - nie zdążyłam nawet zareagować, gdy Lance wyrwał mi telefon z ręki wrzucając go do rzeki. Przez chwilę patrzyłam na niego osłupiałym wzrokiem, pozwalając by wściekłość przejęła kontrolę nad moimi czynami.
      - Co ty do cholery robisz? - warknęłam rzucając się na chłopaka z pięściami.
      - Zastanów się po czyjej stronie jesteś - czy on na prawdę myślał, że będę w stanie zaufać mu od tak na pstryknięcie palcem? W tej chwili mieliśmy tylko siebie, z nikim innym nie mogliśmy porozmawiać w obawie, że nasza tożsamość wyjdzie na jaw. Ojciec Lanca śledził każdy jego ruch, nie wolno nam było zameldować się w jakimkolwiek motelu pod prawdziwym nazwiskiem, bo zawsze istniało ryzyko, że znajdą nas dzięki takiej błahostce, ale w tej chwili miałam to gdzieś.
      - To ty zastanów się czasem zanim coś zrobisz - odwróciłam się na pięcie ruszając przed siebie szybkim krokiem. Nie miałam zamiaru z nim tam siedzieć.
Klnąc pod nosem brnęłam przed siebie ignorując dokuczliwe zimno. Trzęsłam się jak osika na wietrze, mimo to w dalszym ciągu nie wróciłam do Reynolds'a, a i on widocznie nie miał zamiaru mnie szukać.

Kilka sekund później stałam przygwożdżona do drzewa, nie mogąc wykonać nawet najmniejszego ruchu. Chciałam krzyczeć, jednak na moich ustach spoczywała wielka, spocona łapa. Dlaczego to wszystko musi się komplikować? Chciałam spędzić normalnie chociaż jeden pierdolony dzień, potem mogą mnie zabić, wypatroszyć czy cholera wie co...
       - Mówiłem, że wiem gdzie jesteś - usłyszałam tuż przy prawym uchu, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą opuszczając ramiona.



Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, po prostu ostatnio brak mi weny. Możecie obejrzeć zwiastun opowiadania wykonany przez zwiastunownie. Dziękuje, że jeszcze ze mną jesteście! Jeśli czytacie proszę zostawcie komentarz :)

PS. wiem, że ten rozdział jest żałośnie krótki, ale to tylko wina mojej marnej weny, wypalam się ostatnio, musicie mi to wybaczyć. 

7 komentarzy:

  1. Cudowny *_*

    mmmm ^^
    extra !
    czekam nn <3
    Całujee LOLaa ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny. zapraszam do siebie --> http://mydreamislivewithyou.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś po prosty boska!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się bardzo podoba : ) Czekam na nexta bo skonczylas w takim nieodpowiednim momencie :D heh do nastepnego komentarza : );* xx

    OdpowiedzUsuń
  5. W epoce opowiadań o zwykłej, uroczej, szczenięcej wręcz, miłości czuję, że żyję! Poświęciłam trochę czasu, by zgłębić historię Gwen i myślę, że odtąd to opowiadanie stanie się moim ulubionym. Przebrnęłam przez rozdziały bez najmniejszych problemów, są stosunkowo krótkie, czuję niedosyt, mimo to uwielbiam sposób, w jaki piszesz. Czekam na coś więcej, oby pojawiło się szybko!
    www.wykrzesac-resztki-czlowieczenstwa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam Twojego bloga jak miałam jeszcze inne konto. Teraz miałam krótką przerwę, lecz jak przeczytałam ten rozdział to powiem szczerze... nie zawiodłam się na nim. Cały czas piszesz z lekkością, a rozdziały są bardzo zaciekawiające.
    Pozdrawiam, xx

    Zapraszam do skomentowania:
    http://easy-as-making-paper-airplanes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń