środa, 13 marca 2013

Chapter 12


Przez pierwsze trzy sekundy nie wiedziałam co się właśnie stało. Uchyliłam delikatnie zaciśnięte powieki, rozglądając się dookoła. Dlaczego nie strzelił do mnie? Powinnam już dawno leżeć w kałuży krwi, a zamiast tego gapiłam się na faceta, który jeszcze chwilę temu chciał mnie zabić, głupawym wzrokiem.
- Nie potrafisz pozbyć się zwykłej nastolatki? - uniosłam jedną brew do góry, uśmiechając się pod nosem. Miałam gdzieś, że takim zachowaniem tylko go prowokowałam. Czasem człowiek nie potrafi trzymać języka za zębami, albo po prostu nie chce odejść jako ciota, niezdolna do samodzielnego podtarcia tyłka, a co dopiero postawienia się jakiemuś groźnie wyglądającemu mafiozie. 
- Kto go tu przysłał? - zignorował moje pytanie, wskazując na coś, co prawdopodobnie leżało za mną. Odwróciłam się powoli, dostrzegając w ciemności znajome, kręcone włosy, które już nie raz spędzały mi sen z powiek. Zakryłam usta dłonią, milcząc przez bardzo długą chwilę. Czułam się tak, jakby moje serce rozdarło się na milion małych kawałków, których nijak nie można posklejać. Rzuciłam się w stronę chłopaka, potrząsając jego ramionami.
- Harry, słyszysz mnie? - jęknęłam cicho, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że chłopak nie żyje. - Harry, obudź się proszę, nic ci nie będzie, wszystko będzie okej, zobaczysz - wymamrotałam, ścierając z policzków słone łzy. 
- Odsuń się od niego, chłopak dostał kulkę w łeb - załkałam głośno, wbijając paznokcie w zimną skórę Stylesa.
- Jak mogłeś to zrobić? - warknęłam, rzucając się na faceta z pięściami.
- Tak samo jak ty mogłaś zabić żonę Dereka.
- Mam to gdzieś, nie obchodzi mnie jakaś pizda, która zapewne zasłużyła sobie na taką śmierć - wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Nie kontrolowałam tego co mówię, robię. Jakby moje życie było jakimś beznadziejnym filmem kryminalnym, gdzie ludziom zależy tylko na forsie. Jakby za wszelką cenę chcieli osiągnąć swoje cele, nawet jeśli musieliby dążyć do nich po trupach. Tacy właśnie byli. Gorsi niż wszyscy ci, z którymi miałam do czynienia w całym swoim marnym życiu.
- Mówisz o mojej siostrze mała dziwko...
- Nie dbam o to - mruknęłam, odsuwając się od ciała Harry'ego, na bezpieczną odległość. 
- Jeszcze pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś - mruknął podchodząc do mnie szybko. Byłam gotowa na śmierć, jednak tym razem nie zranił mnie w żaden sposób. Nie próbowałam się wyrywać, kiedy przerzucił mnie przez ramę, wpychając do czarnego samochodu. Chciałam dołączyć do Harry'ego. Zabiłam dwie niewinne osoby i szczerze się za to nienawidziłam. Jak można być takim potworem? Styles miał przed sobą calutkie życie, mógł znaleźć kobietę z którą byłby szczęśliwy, a stracił tą szansę tylko i wyłącznie przeze mnie. Zniszczyłam wszystko, kiedy usiadłam za tą pierdoloną kierownicą. 


Jakiś kwadrans później samochód stanął. Przez całą drogę miałam związane oczy. Czyżby uważali mnie za tak godnego przeciwnika? Nie miałabym żadnych szans, żeby stąd uciec, bo wielki budynek, przed którym staliśmy z każdej strony otaczał las. Nie miałam pojęcia dokąd mnie wywieźli. Nawet nie chciałam wiedzieć. Jeden z ochroniarzy pociągnął mnie boleśnie za ramię, prowadząc wgłąb domu. Derek musiał być kimś wpływowym, skoro stać go było na takie bajery. 
Drgnęłam, kiedy mężczyzna zatrzymał się przy schodach, prowadzących do piwnicy. 
Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, jednak pokręcił jedynie głową, ciągnąć mnie na dół. 
- Lance, zaprowadź ją do ojca - mruknął, zatrzymując się przy jakimś chłopaku. Lance uśmiechnął się jedynie, popychając mnie w stronę mosiężnych drzwi. 
- Jesteś młoda - stwierdził, uśmiechając się pod nosem. - Nie rozumiem skąd się tu wzięłaś? - uniósł jedną brew do góry, przyglądając mi się przez dłuższą chwilę.
- To długa historia - mruknęłam słabym głosem, odwracając wzrok. Nie mogłam mu tak po prostu powiedzieć, że przeze mnie zginęła jego matka. 
- Zazwyczaj ojciec sprowadza tu samych biznesmenów, nie wyglądasz mi na takiego - dodał po chwili, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Nie jest mi zbytnio do śmiechu..
- No tak, wybacz - nie chciałam, żeby zrobiło mu się głupio, ale jak mogłam się teraz śmiać z czyichś żartów? - Mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię? - Lance z pewnością należał do osób, które nie potrafią siedzieć cicho. Aż dziwne, że ma takiego ojca. 
- Gwen - mruknęłam, zwalniając kroku. Odwlekałam to jak tylko mogłam, bałam się śmierci, a przecież teraz nic mnie od niej nie uchroni.
- Miło było cię poznać, Gwen - dosłownie mnie zmroziło. Wiedziałam doskonale, że Derek pozbędzie się mnie, kiedy tylko przekroczę próg tego dziwnego pomieszczenia, zabarykadowanego na cztery spusty. Mimo to palił się we mnie płomyk nadziei, który w tym właśnie momencie zgasł. 
Przełknęłam głośno ślinę, kiedy stanęłam przed głową całego tego gangu. Wyglądał jak typowy Włoch, śniada cera, ciemne włosy i wydatne rysy twarzy. Milczał obserwując mnie przez dobrych pięć minut.
- Jesteś do niej podobna - odezwał się wreszcie, marszcząc czoło. Uniosłam jedną brew do góry, nic z tego nie rozumiejąc - A to sprawia, że mam jeszcze większą ochotę, by cię zabić - dodał zaciskając pięści. 
Wzdrygnęłam się, odwracając wzrok.
- Patrz na mnie jak do ciebie mówię - syknął, podchodząc do mnie szybko. Chwycił mnie za podbródek, zmuszając, bym na niego patrzyła. 
- Jesteś potworem, wiesz o tym? Jesteś dokładnie taka jak ja - uśmiechnął się parszywie, odpychając mnie od siebie tak mocno, że upadłam na zimną posadzkę.
- Odebrałaś temu chłopakowi matkę - kontynuował po chwili, nie zwracając najmniejszej uwagi na swojego syna. Nie miałam odwagi, by spojrzeć na Lanca, gdyż wiedziałam, że w jego oczach dostrzegłabym odrazę. - To nie będzie moja zemsta, tylko jego. - urwał na chwilę, podnosząc mnie z podłogi. Skrępował mi ręce, jakimś starym, zardzewiałym łańcuchem, przewieszonym przez solidny bal. 
- Pozbądź się jej synu - mruknął, podchodząc do drzwi. - Tylko zrób to dyskretnie, na piętrze są twoi wujkowie. 





Czeeść. <3
Na początek chciałam powiedzieć, że zaktualizowałam bohaterów. Mam nadzieję, że Lance przypadnie wam do gustu. Poza tym, już wkrótce na blogu pojawi się nowy szablon, także będziecie mieli co podziwiać. Przepraszam, że nie ma tak dużo One Direction, jak planowałam to na początku, no ale główną bohaterką jest Gwen. Chłopcy będą pojawiać się co jakiś czas. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, mam nadzieję, że szybko się z nim uwinę. 
Kocham was, 
wasza jackass®


4 komentarze:

  1. Hmm.. Rozdział jak zwykle świetny.. Myślałam, że Gwen będzie pobita i wgl, a tutaj taki zwrot akcji. Lance wydaje się fajny : ) On chyba nie zabije Gwen co nie? A tak ogólnie to serio Harry nie żyje? Serio ho zabili? No bo coś mi się zdaje, że niee xd
    Ok, czekam na następny rozdział i życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryczee ! Harry , biedactwo . Mam nadzieję , że będzie żył , bo coś to trochę podejrzane ;D
    Rozdział jak zwykle fantastyczny , niecierpliwie na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. {Spam/Informacja}
    Cześć! C:
    Chciałam zaprosić Cię na Rozdział 5- Początek czegoś nowego na moim blogu http://brytyjskie-uczucia.blogspot.com/ :)
    Zauważyłam, że jesteś w obserwatorach i dlatego Cię informuję. :)
    Mam nadzieję, że zajrzysz i zostawisz po sobie opinię... negatywną bądź pozytywną.
    Serdecznie pozdrawiam i z nadzieją czekam na Twój komentarz!
    Irresistible.

    OdpowiedzUsuń
  4. Heej! :)
    Wpadłam na bloga przez przypadek i przeczytałam cały. Muszę przyznać, że masz ogromny talent do pisania. Potrafisz niesamowicie zaciekawić czytelnika. Zazdroszczę takiego talentu. a w szczególności weny, która cię nie odstępuję. Z każdym rozdziałem jest większa. Dzięki twojemu opowiadaniu na mojej twarzy pojawił się uśmiech...ale nie obyło się też bez chwili smutku, grozy. Krótko mówiąc jest idealnie, genialnie;)

    zapraszam także do mnie:) Mam nadzieje, ze wpadniesz i ocenisz.
    http://hello-in-my-world.blogspot.com
    obserwujemy? ;)

    OdpowiedzUsuń