środa, 12 grudnia 2012

Chapter 4

Z samego rana obudziły mnie głośne chichoty. Z początku nie ogarniałam co się wokół mnie dzieje, nie wiedziałam nawet gdzie jestem, ani z kim jestem. Dobrze, że chociaż swoje nazwisko pamiętałam. Przetarłam palcami zaspane oczy unosząc się na łokciach. Tuż przed moim nosem stały dwa rozchichotane Horany. Jeszcze tego jednego to dało się znieść, ale jak dobrał się ze swoim bratem, to na prawdę można było na głowę dostać.
- I z czego wy się tak cieszycie? - mruknęłam zachrypniętym głosem.
- No nic.. po prostu tak fajnie z Harrym wyglądaliście.. aww, awww, awww, awww - pacnęłam Horanka przez ramię, na co ten obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem odwracając się do mnie plecami. Spojrzałam na Grega pytającym wzrokiem, a ten nadal szczerząc się jak ten ostatni kretyn wyciągnął z kieszeni telefon, szukał czegoś szukał, a jak już to znalazł to zaczął mi machać przed nosem.
- Stójże w miejscu, bo nic nie widzę - warknęłam chwytając rękę starszego z Horanów.
- Wy to pokazaliście publicznie?! Gdzie Louis? - rozejrzałam się dookoła, jednak na podłodze go nigdzie nie było. Greg wskazał tylko palcem na łóżko, na którym jak się okazało leżał rozwalony Tommo zawodząc jak wygłodniały kojot na pustyni. Czy on śpiewał przez sen? I ja na serio miałam mieszkać z tatą? Pokręciłam głową, jednak mimo to kąciki moich ust uniosły się znacznie w górę.
- Pokaż mi to jeszcze raz - mruknęłam po chwili wyrywając z łap bruneta telefon. Zjechałam trochę w dół, gdzie oczywiście znalazłam pełno negatywnych komentarzy. To znaczy te pozytywne też były.. ale tyczyły się Harry'ego..
- Jesteś gruba - przeczytałam na głos wyginając usta w podkówkę. Spojrzałam na Grega i zawachlowałam kilka razy rzęsami.
- Serio jestem gruuba? No bo patrz, niby takie ze mnie chucherko, a jednak gdzieś tam tłuszczyk zobaczyły - zaśmiałam się głośno odkładając telefon obok swojego 'grubego' tyłka.
- Słodko wyglądacie na tym zdjęciu.
- Nie podlizuj się, proszę - uśmiechnęłam się szeroko podnosząc tyłek z ciepłego dywaniku. Harry nadal spał mamrocząc coś pod nosem. Nie miałam serca budzić ani jego, ani Louisa tym bardziej, że nieźle ich tej nocy wymęczyłam (bez skojarzeń proszę) tym swoim gadulstwem.
- Chcecie naleśniki?
- Naaaleśnikiii! - zaśmiałam się cicho widząc reakcję Nialla. No tak, on to taki podobno cięty na żarcie jest. Poradnik jak uszczęśliwić Nialla Horana: krok pierwszy - dać mu jedzenie. No więc tak jak obiecałam zbiegłam z chłopakami na dół wstawiając wodę w czajniku. Musiałam napić się kawy.
- A gdzie tata i Jay? - spojrzałam na dwóch głodomorów, którzy już siedzieli przy stole z talerzami i widelcami w ręce unosząc jedną brew do góry.
- Pojechali po jakieś zakupy. Choinka czy coś..
- Co? - jęknęłam cicho - Beze mnie? - westchnęłam ciężko wracając zrezygnowana do robienia tego śniadania, którego w sumie już mi się odechciało.
- A co ty się nagle taka dla nich miła zrobiłaś? - burknął Niall spoglądając na mnie zdziwiony.
- Takie dwie małe marcheweczki otworzyły mi oczy na pewne sprawy. Nadal jestem zła na tatę, ale mam zamiar być miła dla Jay - uśmiechnęłam się dumna ze swoich postanowień. Nie lubiłam robić komuś przykrości, a tak jak tata powiedział jego nowa narzeczona zapewne czuła się nieswojo z myślą, że za nią nie przepadam, chociaż wcale tak nie było. No bo wiadomo, jak ją poznałam to jeszcze ten pierwszy szok nie minął i nie wiedziałam w ogóle jak mam się zachować. Jakieś dziesięć minut później naleśniki były gotowe. Jak już wspomniałam straciłam apetyt, więc chyba tyle chłopakom wystarczy. Oczywiście nie spodziewałam się, że pozostali mają tak czujne nosy! Wyczuli naleśniki z pokoi na górze zbiegając się do kuchni jak jeden mąż.
- Aaa.. i fazał fi frzekazać, fże fzwoniła fwoja fama. W frawie jafiejś fiefarni - mruknął Niall z buzią pełną jedzenia. Przez chwilę siedziałam jak ten słup soli zastanawiając się co w Horanowym słowniku znaczy "fiefarnia". Nic dziwnego, skoro prawie zasypiałam na stojąco. Liam widząc moje zdezorientowanie wyjaśnił mi cóż to słowo oznaczało, no więc jak tylko się dowiedziałam rzuciłam się do telefonu wykręcając nowojorski numer mamci. Jeden sygnał... nic.. drugi sygnał.. o super! granie na czekanie. Oparłam się plecami o ścianę nucąc pod nosem tą irytującą melodyjkę. Damn, mama zdecydowanie powinna pomyśleć nad zmianą tego wyjącego czegoś... trzeci sygnał.. głośne pyknięcie i znajomy głos.
- Gwen, powinnaś dostać solidny opieprz. Właśnie sprawdzałam jak się miewa moja piekarnia. Bez zmian. Zadzwoniłam do Ruth, twierdzi że ani razu cię jeszcze tam nie było, to prawda? Obiecałaś, że wpadniesz zaraz po powrocie, tym czasem ty wolisz randkować sobie z jakimś Stylesem.. - westchnęłam ciężko.
- Przepraszam mamo, całkiem zapomniałam pojad...
- Nie! - rodzicielka przerwała mi gwałtownie, a po chwili panującej w słuchawce ciszy westchnęła ciężko - Gwen.. zajmij się lepiej nauką. Piekarnie zostaw mi na głowie.
- Ale..
- Żadnego ale Gwen. Jeśli nie znalazłaś czasu, żeby chociaż na chwilę tam wstąpić, to skąd mogę mieć pewność, że dzisiaj coś ci się odmieni i jednak pójdziesz?
- Mamooo.. - jęknęłam cicho, jednak wcale nie chciała mnie słuchać. Odłożyłam z trzaskiem słuchawkę wracając do kuchni z naburmuszoną miną. Wszystko byłoby dobrze, gdybym tym swoim niespodziewanym wtargnięciem nie przerwała ożywionej rozmowy chłopców, która zakończyła się na słowach "powiedzieć jej, Clapton" - reszty w ogóle nie usłyszałam. Uśmiechnęłam się do nich uroczo. Wyglądali na zdenerwowanych, i dobrze. Usiadłam na wolnym krześle podpierając się łokciami pod brodę. Spoglądałam to na jednego to na drugiego. Miałam wrażenie, że mam nad nimi jakąś przewagę, bo wszyscy uciekali przed moim wzrokiem czerwieniąc się jak te dojrzałe buraczki.
- No słucham? Co powiedzieć jej Clapton? - uniosłam jedną brew do góry, na co Harry zaczął kaszleć nerwowo mamrocząc coś, że musi iść do toalety.
- Siadaj! - rozkazałam, a ten odruchowo cupnął z powrotem na krzesło wbijając wzrok w upaćkany syropem klonowym, stół.
- Słucham! - powtórzyłam, tym razem troszkę głośniej.
- No bo.. chodzi o to, że... Clapton.. ten.. on.. no wiesz.. spotkał się z tobą.. i w ogóle.. na tym czacie.. znaczy.. przedtem... - przerwałam Styles'owi ruchem ręki, a ten wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Liam, może ty mi to wytłumaczysz? - spojrzałam na blondyna z delikatnym uśmiechem.
- Mnie w to nie mieszajcie - mruknął unosząc dłonie w geście obronnym.
- Fobra, fam fego fość - chyba nie muszę mówić kto wiecznie mówi z pełną buzią plując jedzeniem na prawo i lewo? Chyba miałam nawet kawałek zmielonego naleśnika we włosach fuuuu. Zanim jednak powiedział mi to coś co tyczyło się Claptona przełknął wszystko dokładnie popijając sokiem pomarańczowym. - Clapton ma dziewczynę.

Tydzień później
Od dnia w którym zmieniło się całe moje życie minęło dokładnie siedem dni. Siedem pieprzonych dni płakania w poduszkę i jednego, wielkiego lamentu. Jakoś w środku tego tygodnia zadzwonił Josh, ten niby cwaniaczek spod sklepu.. chciał wyjść ze mną do kina, ale nie zgodziłam się. Nie miałam jakoś ochoty się bawić. Moje stosunki z Jay nieco się polepszyły. Czułam, że mogę się z nią dogadać. Przez te okropne dni wspierała mnie tak samo jak Harry i Louis. Święta zbliżały się wielkim krokami. Wszyscy zaczęli zjeżdżać się do nas, multum ciotek, wujków, mama no i nawet Lou z małą Lux. Pokochałam tą słodką blondyneczkę od pierwszego wejrzenia. Była na prawdę cudowna, w dodatku to jak mówiła do mnie "Głeń", no ahsausghausa.
- Dalej, dalej ruszać dupę musimy się pospieszyć, bo znając życie Niall będzie jeszcze chciał wejść do Nandos, a kolejki w wesołym miasteczku będą ogromneee - Lou pospiesznie chwyciła Lux na ręce gorączkując się niesamowicie.
- Po pierwsze to Harry nigdzie nie idzie, po drugie skąd ta pewność, że Horan będzie chciał iść? Po trzecie ja też nigdzie nie idę, bo zostałam zatrudniona jako Styles'owa niańka, a po czwarte oni są One Direction, dla nich nie ma czegoś takiego jak kolejka. Jak ten cały kierownik was tam zobaczy to posika się ze szczęścia, bo więcej zarobi - wzruszyłam ramionami robiąc iście profesorską minę. Lou przez chwilę milczała nie odzywając się ani słowem. Dopiero po dłuższej chwili uśmiechnęła się szeroko wciskając mi w ręce małą Lux. Uniosłam jedną brew do góry, a ta uśmiechnęła się tylko uroczo wzruszając ramionami.
- Jak zostajecie to nie będę ciągnąć ze sobą małej. Ciociu Gwen, wykaż się swoją odpowiedzialnością - w sumie to nie wiem dlaczego akurat w tym momencie wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Paul był przeciwko mnie.
- Dobra - burknęłam. Nie to, że nie chciałam zostać z moją małą, ulubioną blondyneczką. Po prostu przerażała mnie myśl, że będę musiała matkować sama, bo Harry położył się spać już jakąś godzinę temu.
Aleee nie, nie ma tak dobrze, w tym domu nie będę tolerowała takiego lenistwa, no to wiec kiedy tylko wszyscy wyszli śmiejąc się przy tym jakby się sera najedli ryknęłam na cały dom zapewne budząc naszego śpioszka. No niestety, czekało go niańczenie dziecka.
- Idziemy obudzić wujka Lux - uśmiechnęłam się do małej otwierając drzwi do swojego pokoju mocnym kopniakiem. Zaczęłam skakać po łóżku w dalszym ciągu mocno trzymając Lux na rękach. Chyba jej się podobało, skoro chichrała sie zupełnie jak Niall po wizycie w Nandos. Takie uderzające podobieństwo do wujaszka Nialla. Nawet sobie nie wyobrażam takich trzech rozchichotanych Horanów.. Lou będzie miała przekichane. A tak swoją drogą to Harry wcale nie spał. Siedział sobie z nosem w moim laptopie. Kto mu go w ogóle pozwolił wziąć? I skąd on znał hasło? Mamrotał coś o niewychowaniu, jednak bez żadnych protestów wziął małą Lux na ręce sadzając ją obok siebie.
- Nie ucz jej - mruknęłam pod nosem, jednak Styles w ogóle mnie nie słuchał.
- Haaarryyy.. - jęknęłam głośno, żeby choć na chwilę oderwał się od tego nieszczęsnego twittera.
- Co? - wyrwany z transu spojrzał na mnie unosząc jedną brew do góry.
- Oderwij się na chwilę od tego internetu, nudzi mi się zresztą dziecko nie może już w tym wieku uczyć się takich rzeczy - loczek patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, jednak znów wbił wzrok w ekran.
- Dziecku się nudzi.. - mruknęłam po chwili, jednak nawet to nic nie dało. Przechyliłam głowę w bok patrząc co on takiego ciekawego tam widział.
- To się nią zajmij - chyba nawet się nie zorientował, że się patrze, bo nadal przeglądał sobie moje zdjęcia. I to jeszcze te stare.. o mój Boże, niech on to wyłączy bo zaraz się spalę ze wstydu. Westchnęłam ciężko zabierając Lux na ręce.
- Jesteś głodna kochanie? Przebierzemy się i zrobimy coś dobrego, dobrze? - uśmiechnęłam się delikatnie wychodząc z pokoju. Niech sobie tam sam siedzi nołlajf za dychę. Z walizki Lou wyjęłam zwykłą szarą bluzeczkę i getry. W domu było ciepło, więc raczej nie musiałam jej jakoś specjalnie ubierać. Nucąc pod nosem somebody to love, Justina Biebera przebrałam małą, a na czubku głowy zrobiłam jej kitkę, coby jej włosy nie przeszkadzały. Odpowiedział mi cichy śmiech, a kiedy spojrzałam w stronę drzwi zobaczyłam szczerzącego się Harry'ego. Prychnęłam tylko pod nosem mijając go w drzwiach z Lux na ręce.
- Ej Gwen, wiesz że Clapton prosił o rozmowę?
- Wiem, powtarzasz mi to od tygodnia - mruknęłam niezadowolona przechodząc przez próg kuchni.
- Daj mu szansę, on na prawdę tego żałuje - nie dawał za wygraną.. ile razy już to słyszałam? Z dwadzieścia, trzydzieści?
- A ty jesteś jego adwokatem? Gdyby żałował przyszedłby sam, a nie wysyłał ciebie - mruknęłam pod nosem starając się skupić na czymś innym. Na czymkolwiek, byleby tylko nie myśleć o Claptonie.
Posadziłam małą Lux na krzesełku uśmiechając się do niej delikatnie. Harry cały czas paplał o tej całej sprawie, jednak w ogóle go nie słuchałam. Chciałam o tym zapomnieć, a on tylko wszystko utrudniał. Usiadłam na krześle obok Lux czekając, aż zupa wystygnie. Mała chyba się niecierpliwiła, bo krzyczała uderzając rączkami w blat. Zaśmiałam się cicho, a Styles zamiast ją czymś zająć zaczął robić jej zdjęcia, które zaraz wylądowały na twitterze. Czy jego życie serio obraca się wokół tego czegoś? Dobra, przyznaję jak byłam młodsza i mieszkałam jeszcze na wiosce sama ślęczałam godzinami śledząc każdy wpis Justina Biebera, ale wreszcie z tego wyrosłam.. Harry jak widać nie. Z resztą.. z czego on wyrósł? Dalej był jak takie duże dziecko. Postawiłam przed Lux miskę zupy uśmiechając się przy tym delikatnie. Na szczęście była już na tyle duża, że potrafiła poradzić sobie sama z łyżeczką. Ja w tym czasie byłam zajęta gapieniem się na Harolda. Ciekawe kiedy wreszcie zorientuje się, że go obserwuje? Bo strasznie go to pochłonęło, cokolwiek tam robił na tym telefonie. Zmarszczyłam czoło, kiedy poczułam jakiś niezidentyfikowany zapach. Rozejrzałam się dookoła, a widząc łezki, które gromadziły się w oczkach Lux przestraszyłam się nie na żarty. Podniosłam małą do góry łapiąc za pieluchę.
- To już twoja działka - zaśmiałam się cicho wciskając blondynkę w łapska wujka Harolda. Ten westchnął jedynie zrezygnowany, kiedy już mózg wszystko przetworzył.
- Idź po pieluchę może? - no to poszłam sobie spacerkiem na piętro (oczywiście doprowadzając tym Stylesa do białej gorączki,wierzcie lub nie ten zapach był okropny), jednak po dokładnym przeszukaniu całego pokoju Lou nigdzie nie mogłam znaleźć pieluch.
- Harry!
- Co?!
- Pieluch nie ma!
- Chyba sobie ze mnie kpisz! - zaśmiałam się cicho, jednak kiedy zeszłam na dół starałam się zachować powagę, coby loczka jeszcze bardziej nie denerwować.
- Dobra, ja zostanę z Lux a ty idź do sklepu - zaczęłam po chwili, a Styles posłusznie wciągnął na nogi buty, założył jakąś bluzę no i wyszedł. Za to ja miałam istny chaos! Lux płakała coraz bardziej, coraz donośniej. I nic nie mogło jej uspokoić. Nawet jak włączyłam jej jakieś bajki w telewizji z tańczącymi literkami to płakała. Może było jej zimno? Bo Harry nie wiem po co, ale rozebrał ją całą, tak że została tylko w pieluszce. No ale jak próbowałam założyć jej bluzeczkę z powrotem to płakała jeszcze bardziej! Położyłam Lux na kanapie dosłownie na sekundę znikając w kuchni, gdzie został jej smoczek, jednak kiedy wróciłam mała spała sobie smacznie z pieluszką na głowie. Uśmiechnęłam się mimowolnie siadając ostrożnie obok niej.
Harry wrócił dosłownie kilka minut później. Trzasnął drzwiami i zaczął wrzeszczeć na cały dom, że już wrócił mimo moich "szzzzzyy" i "cciiiii". Gdy Lux znów dała o sobie znać pacnęłam go w ten lokaty, głupi łeb przez co zaczął na mnie wrzeszczeć. I tak się na siebie darliśmy, a biedna Lux płakała coraz bardziej.
- Ty się powinieneś leczyć! - wyrwałam reklamówkę z łap Harry'ego idąc szybko do salonu gdzie jakoś uporałam się z tym śmierdzącym problemem. Zasnęła już w trakcie przebierania, więc nakryłam ją kocykiem wychodząc na palcach z salonu. Wzięłam z kuchni paczkę chipsów ignorując skruszony wzrok Harry'ego.
- Przepraszam - mruknął cicho podchodząc do mnie.
- Mam to gdzieś - warknęłam odwracając się na pięcie. Zamknęłam drzwi od pokoju na klucz, a niech sobie tam sam siedzi. No i przez resztę wieczoru nie robiłam nic pożytecznego, tylko siedziałam przed tym całym życiem Stylesa gapiąc się na jego profil. Dlaczego ja właściwie go oglądam? Chyba wariowałam, bo siedziałam tak dobrych pięć minut gapiąc się na zdjęcie Harry'ego. Z transu wyrwał mnie dopiero natrętny dzwonek mojego telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, żeby zobaczyć kto dzwonił.
- Clapton.. - mruknęłam pod nosem sama w ogóle w to nie wierząc.

9 komentarzy:

  1. ŚWietny !!! Czekam na nastepny !!

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział ;) A ja tam miałam skojarzenia XD No co?! Dobra, dobra, próbuję się opanować, ale jakoś mi nie wychodzi .. ;) Czekam na NN
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  3. jaaa chce wiecej !! :) follow me on twitter @biszoon :) xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to opowiadanie :D
    Koniecznie niedługo dodaj następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świeeetne to ! :D ♥ Clapton zadzwonił , ciekawe czy odbierze. xd

    http://kayle-and-louis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń